- Maximilian, do cholery
jasnej, gdzie ty jesteś?! – krzyknęła rudowłosa kobieta, stojąc przed dużym wieżowcem.
Byli umówieni na osiemnastą, a
było już piętnaście minut po tej godzinie. Czy on chociaż raz nie mógł zjawić
się punktualnie w umówionym miejscu?!
- Będę za dziesięć minut, jest
korek, a taksówkarz nie zna żadnego skrótu – usłyszała dość obojętną odpowiedź
młodego mężczyzny.
Mimo że bardzo lubiła Maximiliana,
czasem miała wrażenie, że darzy go wręcz nienawiścią. Był on zbyt
nieodpowiedzialny na bycie aktorem. W tym zawodzie bardzo ważną rolę odgrywa
punktualność, której niestety mu brakowało. Zbyt często się spóźniał przez to,
że myślał tylko o sobie i imprezowaniu. Zapatrzony w swoją osobę dzieciak –
właśnie takie o nim miała zdanie. Powinna zacząć sama organizować mu czas, ale
bez przesady! Ma dwadzieścia trzy lata, to już chyba dość dojrzały wiek, by
pamiętać o umówionych spotkaniach! Szczególnie, gdy jest to podpisanie umowy,
cholernie ważnej umowy, o której powinien doskonale pamiętać, a nie szlajać się
po klubach z nowymi znajomymi.
Miami to duże, piękne miasto. Właśnie
w tym miejscu miał być nagrywany nowy, amerykański serial, w którym Maximilian
dostał jedną z głównych ról. Elisabeth, jego menadżerka mogła domyślić się, że
pochłonie go to miasto i rzeczywiście tak się stało. Chłopak był zafascynowany
tym miejscem, wcześniej mieszkał w małym miasteczku na zachodzie kraju. Owszem,
czasem bywał w Los Angeles, ale nie miał wystarczająco dużo czasu, by zwiedzić
całe miasto i poznać jego uroki. W Miami było inaczej, do zdjęć pozostał
jeszcze cały tydzień, który miał zamiar w pełni wykorzystać na zwiedzenie
klubów i plaż.
Młody mężczyzna o brązowych
włosach i niezwykle uroczym uśmiechu goszczącym na twarzy wysiadł z taksówki.
Miał jeszcze dość chłopięcy wygląd, lecz widać w nim było typowo męskie cechy.
Wywierał wrażenie nie tylko na nastolatkach, ale także na dorosłych kobietach.
Jego pewność siebie mogła wręcz onieśmielać niektóre osoby. Był w pełni świadom
swej urody i uroku osobistego. On wręcz ubóstwiał swój wygląd.
- Witaj Elisabeth – powiedział
głośno, uśmiechając się szeroko.
Jego nieskazitelną cerę
pokrywały lekkie rumieńce na policzkach. Oczy lekko mu się błyszczały, co
zaniepokoiło kobietę.
- Piłeś coś? – spytała zszokowana.
- Tylko dwa piwa, przepraszam –
odparł, udając skruszonego, ale zaraz po tym uśmiechnął się ponownie. – Nie martw
się, nie zauważą.
- No ja nie wiem, czy nie
zauważą, skoro dostałeś jedną z głównych ról! Będą cię obserwować bardziej niż
pozostałych. Nie mogłeś poczekać do podpisania umowy? Naprawdę? Maximilian, co
z tobą?
- Zakochałem się w Miami! –
krzyknął, rozglądając się wokół siebie z zadowoleniem. – Tu jest cudownie! Och,
Elisabeth, nie bądź zła. Zauważ, że wybrałem idealny strój na to spotkanie,
nieprawdaż?
Kobieta zawiesiła na nim
krytyczne spojrzenie. Cóż, Maximilian miał rację. Ubrał się elegancko, ale
nieprzesadnie. Miał na sobie kremowe spodnie oraz białą koszulę, której o dwa
za dużo guziczki były szarmancko rozpięte. Na tę koszulę założył granatową
marynarkę. Wyglądał modnie i naprawdę ładnie, nie mogła mu nic zarzucić, pomimo
że próbowała znaleźć jakiś mankament w jego stroju.
- Wyglądasz dostatecznie
dobrze – odpowiedziała niezgodnie z prawdą. Nie chciała go chwalić, gdyż wciąż
była na niego zła za spóźnienie. – Chodźmy już, pewnie od dawna na nas czekają.
Weszli do dużego budynku, po
czym udali się do windy. Maximilian wykonał kilka uspokajających oddechów. Och,
nawet jemu zdarzało się mieć czasem tremę. Idealny Maximilian, idol nastolatek,
posiadał jakieś emocje. Rzadko je ukazywał, zazwyczaj skrywał je głęboko w
sobie i przybierał obojętną minę lub po prostu uśmiechał się, np. do zdjęć. Nie
było to wcale takie trudne, aczkolwiek czasem miał ochotę zrzucić z siebie ten
często nieszczery uśmiech, jednakże nie mógł tego zrobić. Przecież musiał być
idealny w każdym calu!
- Gotowy? – padło pytanie z
ust Elisabeth.
- Oczywiście – odparł trochę
chłodno szatyn.
***
Wszystko poszło perfekcyjnie. Jakże
mogłoby stać się inaczej? W końcu to sam Maximilian Craig!
Na dworze było już trochę
chłodno, ale Max miał na sobie marynarkę i nie odczuwał zimna. Alkohol ciągle
krążył w jego żyłach i go rozgrzewał. Ta naiwna Elisabeth… To nie były tylko
dwa piwa, Max spróbował także kilku drinków, specjałów w Miami! Nie mógł
odmówić młodej, ładnej barmance, która namawiała go, by przynajmniej skosztował
tych napojów. Był trochę wstawiony, lecz potrafił nad sobą zapanować i dobrze
się trzymał.
Było kilka rzeczy, które nie
podobały mu się w pracy aktora. Jedna z najważniejszych – udawany związek, by
przyciągnąć ludzi do oglądania filmu lub serialu. Już od tygodnia był w ‘’związku’’
z Caroline i wcale mu się to nie podobało. Należała ona do ładnych,
inteligentnych kobiet, ale co z tego? On nie chciał udawać! Wolałby znaleźć
sobie normalną dziewczynę, która nie byłaby popularna. Nie mogłaby też być jego
fanką. Pragnął prawdziwego związku, ale po pewnym czasie zdał sobie sprawę, że
trudno stworzyć coś takiego będąc gwiazdą. Paparazzi, plotki. Zero prywatności.
Z tego powodu postanowił, że będzie na razie singlem. Starczyłyby mu krótkie
przygody, ale nie… umowa. Musiał udawać, że jest w związku z Caroline.
- Max, dobrze się czujesz? –
spytała Elisabeth, wpatrując się w niego uważnie.
- Tak, tak – odparł po chwili,
otrząsając się z chwilowego zamyślenia. – Chyba muszę pójść do jakiegoś klubu.
Kobieta westchnęła cicho i
uśmiechnęła się lekko. Elisabeth była niską, sympatyczną kobietą o dużych,
zielonych oczach. Miała już ponad trzydzieści lat. Od pewnego czasu zastępowała
mu matkę. Zawsze przypominała mu o ważnych spotkaniach, czasem nawet sprzątała
w jego tymczasowym mieszkaniu. Był jej bardzo wdzięczny za to co dla niego robiła.
- Uważaj na siebie.
Maximilian posłał jej pogodny
uśmiech i zaczął powoli iść w stronę taksówek. Wsiadł do jednej z nich i podał
adres taksówkarzowi. Tym razem był to klub na plaży, którego jeszcze nigdy nie
odwiedził. To jest życie! Kluby, imprezy!
Samochód zatrzymał się, a Max
pospiesznie z niego wyszedł. Usłyszał głośną, elektroniczną muzykę. Szybko zdjął
z siebie marynarkę i rzucił ją na jakąś ławkę na plaży. Stać go na tysiące
takich, nie była zbyt droga, choć normalnego człowieka raczej nie byłoby na nią
stać. Owy klub znajdował się na plaży i impreza odbywała się też na świeżym
powietrzu. Chyba trafił na czyjeś urodziny, bo zauważył dużą ilość zdjęć
jakiejś dziewczyny, które były porozwieszane na ścianach. Kilka młodych kobiet
spojrzało na niego i zaczęły coś do siebie mówić na ucho. Na szczęście nie były
to jego fanki, one zareagowałyby zupełnie inaczej. Pisk, bieg… Uch, czasem miał
tego serdecznie dość.
Podszedł do baru i zamówił już
czwartego drinka tego dnia. Poprzednich nie dopił, tylko próbował, a aktualnie
chciał dużo wypić. Najgorsze były te ograniczenia. Nie mógł zbliżać się zbyt
bardzo do innych dziewcząt niż Caroline, bo ktoś mógłby uznać to za zdradę.
- Zatańczysz? – usłyszał pytanie
od ładnej latynoski.
Nie może kusić losu, musi jej
jakoś grzecznie odmówić.
- Przykro mi, ale jestem już
zajęty. Rozumiesz, ta kobieca zazdrość – powiedział, uśmiechając się przepraszająco.
- Oj, to przepraszam – odparła
nieco zawiedziona, ale chwilę później na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech i
wróciła do tłumu tańczących ludzi.
Maximilian wypił całe dwa
drinki i zaczął podrygiwać w rytm muzyki. Rozejrzał się po parkiecie, gdzie
dostrzegł kilka młodych dziewczyn, które… też go zauważyły i zaczęły głośno
piszczeć. Kurwa, zero spokoju! Wtopił się w tłum i zaczął trochę panicznie
szukać wyjścia. Trochę chwiał się, ale utrzymywał równowagę. Udało mu się
znaleźć wyjście i szybko opuścił ten klub. Obejrzał się za siebie. Cholera,
szły za nim! Co za psychopatki!
Gdzieś w oddali widział szyld
kolejnego klubu i właśnie tam postanowił się udać. Może uda mu się je zgubić, o
tej godzinie wiele osób chodziło jeszcze po mieście. Był coraz bliżej i już ich
za sobą nie dostrzegał. Odetchnął głośno i wszedł do klubu. Znów ta
elektroniczna muzyka, która zaczynała go powoli irytować, aczkolwiek widok drinków
poprawił mu humor. Przecisnął się do barku między dużą grupą tańczących
mężczyzn i usiadł na małym stołku.
- Poproszę tequila sunrise –
powiedział do barmana.
Mężczyzna uśmiechnął się do
niego w jakiś dziwny sposób, po czym zaczął robić mu drinka. Max oddychał
jeszcze ciężko, ale zadowolił go fakt, że nie widział w tym klubie tych
dziewczyn. Ogólnie jakoś mało kobiet w nim było, ale barman przerwał jego
rozmyślania, podając mu ładnie prezentującego się drinka. Grzecznie podziękował
i zapłacić, po czym zaczął szybko pić trunek. Niedługo powinien wracać do
mieszkania, nie miał już ochoty na imprezowanie. Te fanki go wykończyły.
- Co tak przystojny chłopak
może sam robić w klubie? – powiedział jakiś na oko trzydziestoletni mężczyzna o
jasnych włosach. Max spojrzał na niego ze zdziwieniem, mrużąc lekko oczy. – Pewnie
na kogoś czekasz…?
- Nie – odpowiedział chłodno
szatyn. Kręciło mu się już w głowie i zaczynał się coraz gorzej czuć.
- Skoro na nikogo nie czekasz,
to może masz ochotę dotrzymać mi dziś towarzystwa? – Max otworzył szeroko oczy
słysząc to i czując dotyk na swoim kolanie. Panicznie rozejrzał się klubie.
GEJOWSKIM KLUBIE! Tu byli prawie sami mężczyźni! Tańczyli ze sobą, kilku
całowało się… – Och, coś ty taki przerażony?
- J-ja tu trafiłem, ymm, przypadkiem
– rzekł chaotycznie, chcąc jak najszybciej uciec z tego miejsca.
- Nikt tu nie trafia
przypadkiem, słodziutki.
- Raphael, daj mu spokój –
powiedział inny mężczyzna, który okazał się być wysokim brunetem. – Chłopak chyba
naprawdę znalazł się tu przypadkowo, idź i znajdź sobie kogoś innego na
dzisiejszą noc.
Raphael prychnął pod nosem,
ale posłuchał się bruneta. Wstał i oddalił się, a Max odetchnął głośno. Brunet przyjrzał
się mu. No tak, upił się w bardzo nieodpowiednim dla siebie miejscu. W sumie to
nawet homoseksualiści nie powinni upijać się w takich klubach, bo to zawsze
może źle się skończyć.
- D-dzięki – wybełkotał Maximilian.
– Chyba już stąd pójdę – powiedział i wstał, co o mały włos nie zakończyło się
upadkiem.
- Pomogę ci – odparł brunet.
Złapał go w pasie i
wyprowadził go do wyjścia. Kilka osób posłało mu zdegustowane spojrzenia.
Cholera, przecież nie miał zamiaru wykorzystać pijanego faceta! Brunet wyglądał
dość niebezpiecznie, jego zielone oczy zdawały się być dzikie, ale nie był
szalony!
- Zamów mi taksówkę –
powiedział Max i oparł się o ścianę.
Jak mógł się doprowadzić do
takiego stanu? Nigdy tak bardzo się nie upił, zawsze wiedział, ile może wypić. I
jeszcze zawędrował do gejowskiego klubu… Nie miał nic przeciwko homoseksualnym
osobom, lecz po prostu nie mógł odwiedzać takich miejsc. Był popularnym czlowiekiem,
więc bardzo ryzykował pojawiając się w jakichkolwiek klubach. Pozostało mu
tylko błaganie o to, by nie było tu żadnych jego fanów lub fotoreporterów.
- Będzie za dziesięć minut,
zaczekam z tobą – oznajmił brunet i zaczął przyglądać się Maxowi.
Ten szatyn zdecydowanie
należał do jednych z najbardziej przystojnych mężczyzn, jakich kiedykolwiek
widział brunet. Miał bardzo ładną twarz i te ciemne, teraz bardzo błyszczące
się oczy, które cholernie mu się podobały. Skądś go kojarzył, ale raczej nie z
żadnego klubu. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest bogatym chłopakiem, te
ciuchy na pewno były markowe i drogie. Brunet jakoś szczególnie nie dbał o
ubrania, lubił jedynie jeansowe kurtki i skórzane ramoneski. Najczęściej
dobierał do tego podarte spodnie i na tym kończyło się jego zaangażowanie we
własny ubiór. Co innego jeśli chodzi o włosy – potrafił je układać nawet pół
godziny.
- Nie wyglądasz zbyt dobrze –
powiedział szczerze. – Radziłbym ci jechać prosto do domu.
- Taki mam właśnie zamiar. I jeszcze
raz dziękuję.
Brunet uśmiechnął się lekko i
zauważył podjeżdżającą pod klub taksówkę. Wziąłby od niego numer, ale raczej
nie miał co liczyć na to, by ten szatyn pamiętał coś z tej nocy. Zapewne nie był
też gejem, a Steven nie miał w zwyczaju uganiać się za heterykami.
Odprowadził go do taksówki, po
czym zaczął iść w stronę miejsca, w którym mieszkał. Nie miał ochoty na seks,
nie miał ochoty na alkohol, nie miał ochoty w sumie na nic. Był już zmęczony
tym dniem i trochę podirytowany. Musiał odpocząć i liczyć na to, że kolejny
dzień będzie lepszy.
***
W mieszkaniu czekała na niego
karteczka od Elisabeth. Napisała na niej, że następnego dnia o dwunastej ma
zjawić się w jej mieszkaniu. Max podarł karteczkę na kilka kawałków i wyrzucił
ją do kosza. Był na siebie wściekły, zachował się nieodpowiedzialnie. Powinien
dać tym dziewczynom autografy, zamiast uciekać do innego klubu. Jeżeli ktoś
widział go w tym klubie i zrobił mu zdjęcie, to będzie koniec jego kariery.
- Idiota, idiota, idiota! –
krzyknął do lustra, stojąc w niedużej łazience.
Przemył kilkakrotnie twarz
wodą i osuszył ją ręcznikiem. Czuł się znacznie lepiej, jednakże złość na
samego siebie nie chciała go tak łatwo opuścić jak mdłości. Następnego dnia
będzie miał kaca, lecz to nie było ważne. Ta sobota może przesądzić o losach
jego kariery. Nastolatki załamałaby się, gdyby dowiedziały się, że jest gejem.
Tfu, on nie jest gejem! Przypadkowo zapuścił się w takie miejsce i to nic nie
znaczy! Ale kto mu uwierzy? Zapewne nikt.
Udało mu się dojść do sypialni
i od razu padł na łóżko. Nie miał siły rozebrać się, ani przykryć swojego ciała
kołdrą. Musiał zasnąć i wyłączyć myślenie na jakiś czas.