niedziela, 30 września 2012

Madness: Rozdział 1.

Proszę, oto króciutki, pierwszy rozdział, rozpoczynający historię Maximiliana. :) Pewnie nie jest wciągający, ale zapewniam, że następne będą o wiele lepsze. Czekam na opinie ;)




- Maximilian, do cholery jasnej, gdzie ty jesteś?! – krzyknęła rudowłosa kobieta, stojąc przed dużym wieżowcem.
Byli umówieni na osiemnastą, a było już piętnaście minut po tej godzinie. Czy on chociaż raz nie mógł zjawić się punktualnie w umówionym miejscu?!
- Będę za dziesięć minut, jest korek, a taksówkarz nie zna żadnego skrótu – usłyszała dość obojętną odpowiedź młodego mężczyzny.
Mimo że bardzo lubiła Maximiliana, czasem miała wrażenie, że darzy go wręcz nienawiścią. Był on zbyt nieodpowiedzialny na bycie aktorem. W tym zawodzie bardzo ważną rolę odgrywa punktualność, której niestety mu brakowało. Zbyt często się spóźniał przez to, że myślał tylko o sobie i imprezowaniu. Zapatrzony w swoją osobę dzieciak – właśnie takie o nim miała zdanie. Powinna zacząć sama organizować mu czas, ale bez przesady! Ma dwadzieścia trzy lata, to już chyba dość dojrzały wiek, by pamiętać o umówionych spotkaniach! Szczególnie, gdy jest to podpisanie umowy, cholernie ważnej umowy, o której powinien doskonale pamiętać, a nie szlajać się po klubach z nowymi znajomymi.
Miami to duże, piękne miasto. Właśnie w tym miejscu miał być nagrywany nowy, amerykański serial, w którym Maximilian dostał jedną z głównych ról. Elisabeth, jego menadżerka mogła domyślić się, że pochłonie go to miasto i rzeczywiście tak się stało. Chłopak był zafascynowany tym miejscem, wcześniej mieszkał w małym miasteczku na zachodzie kraju. Owszem, czasem bywał w Los Angeles, ale nie miał wystarczająco dużo czasu, by zwiedzić całe miasto i poznać jego uroki. W Miami było inaczej, do zdjęć pozostał jeszcze cały tydzień, który miał zamiar w pełni wykorzystać na zwiedzenie klubów i plaż.
Młody mężczyzna o brązowych włosach i niezwykle uroczym uśmiechu goszczącym na twarzy wysiadł z taksówki. Miał jeszcze dość chłopięcy wygląd, lecz widać w nim było typowo męskie cechy. Wywierał wrażenie nie tylko na nastolatkach, ale także na dorosłych kobietach. Jego pewność siebie mogła wręcz onieśmielać niektóre osoby. Był w pełni świadom swej urody i uroku osobistego. On wręcz ubóstwiał swój wygląd.   
- Witaj Elisabeth – powiedział głośno, uśmiechając się szeroko.
Jego nieskazitelną cerę pokrywały lekkie rumieńce na policzkach. Oczy lekko mu się błyszczały, co zaniepokoiło kobietę.
- Piłeś coś? – spytała zszokowana.
- Tylko dwa piwa, przepraszam – odparł, udając skruszonego, ale zaraz po tym uśmiechnął się ponownie. – Nie martw się, nie zauważą.
- No ja nie wiem, czy nie zauważą, skoro dostałeś jedną z głównych ról! Będą cię obserwować bardziej niż pozostałych. Nie mogłeś poczekać do podpisania umowy? Naprawdę? Maximilian, co z tobą?
- Zakochałem się w Miami! – krzyknął, rozglądając się wokół siebie z zadowoleniem. – Tu jest cudownie! Och, Elisabeth, nie bądź zła. Zauważ, że wybrałem idealny strój na to spotkanie, nieprawdaż?
Kobieta zawiesiła na nim krytyczne spojrzenie. Cóż, Maximilian miał rację. Ubrał się elegancko, ale nieprzesadnie. Miał na sobie kremowe spodnie oraz białą koszulę, której o dwa za dużo guziczki były szarmancko rozpięte. Na tę koszulę założył granatową marynarkę. Wyglądał modnie i naprawdę ładnie, nie mogła mu nic zarzucić, pomimo że próbowała znaleźć jakiś mankament w jego stroju.
- Wyglądasz dostatecznie dobrze – odpowiedziała niezgodnie z prawdą. Nie chciała go chwalić, gdyż wciąż była na niego zła za spóźnienie. – Chodźmy już, pewnie od dawna na nas czekają.
Weszli do dużego budynku, po czym udali się do windy. Maximilian wykonał kilka uspokajających oddechów. Och, nawet jemu zdarzało się mieć czasem tremę. Idealny Maximilian, idol nastolatek, posiadał jakieś emocje. Rzadko je ukazywał, zazwyczaj skrywał je głęboko w sobie i przybierał obojętną minę lub po prostu uśmiechał się, np. do zdjęć. Nie było to wcale takie trudne, aczkolwiek czasem miał ochotę zrzucić z siebie ten często nieszczery uśmiech, jednakże nie mógł tego zrobić. Przecież musiał być idealny w każdym calu!
- Gotowy? – padło pytanie z ust Elisabeth.
- Oczywiście – odparł trochę chłodno szatyn.
                                                         ***
Wszystko poszło perfekcyjnie. Jakże mogłoby stać się inaczej? W końcu to sam Maximilian Craig!
Na dworze było już trochę chłodno, ale Max miał na sobie marynarkę i nie odczuwał zimna. Alkohol ciągle krążył w jego żyłach i go rozgrzewał. Ta naiwna Elisabeth… To nie były tylko dwa piwa, Max spróbował także kilku drinków, specjałów w Miami! Nie mógł odmówić młodej, ładnej barmance, która namawiała go, by przynajmniej skosztował tych napojów. Był trochę wstawiony, lecz potrafił nad sobą zapanować i dobrze się trzymał.
Było kilka rzeczy, które nie podobały mu się w pracy aktora. Jedna z najważniejszych – udawany związek, by przyciągnąć ludzi do oglądania filmu lub serialu. Już od tygodnia był w ‘’związku’’ z Caroline i wcale mu się to nie podobało. Należała ona do ładnych, inteligentnych kobiet, ale co z tego? On nie chciał udawać! Wolałby znaleźć sobie normalną dziewczynę, która nie byłaby popularna. Nie mogłaby też być jego fanką. Pragnął prawdziwego związku, ale po pewnym czasie zdał sobie sprawę, że trudno stworzyć coś takiego będąc gwiazdą. Paparazzi, plotki. Zero prywatności. Z tego powodu postanowił, że będzie na razie singlem. Starczyłyby mu krótkie przygody, ale nie… umowa. Musiał udawać, że jest w związku z Caroline.
- Max, dobrze się czujesz? – spytała Elisabeth, wpatrując się w niego uważnie.
- Tak, tak – odparł po chwili, otrząsając się z chwilowego zamyślenia. – Chyba muszę pójść do jakiegoś klubu.
Kobieta westchnęła cicho i uśmiechnęła się lekko. Elisabeth była niską, sympatyczną kobietą o dużych, zielonych oczach. Miała już ponad trzydzieści lat. Od pewnego czasu zastępowała mu matkę. Zawsze przypominała mu o ważnych spotkaniach, czasem nawet sprzątała w jego tymczasowym mieszkaniu. Był jej bardzo wdzięczny za to co dla niego robiła.
- Uważaj na siebie.
Maximilian posłał jej pogodny uśmiech i zaczął powoli iść w stronę taksówek. Wsiadł do jednej z nich i podał adres taksówkarzowi. Tym razem był to klub na plaży, którego jeszcze nigdy nie odwiedził. To jest życie! Kluby, imprezy!
Samochód zatrzymał się, a Max pospiesznie z niego wyszedł. Usłyszał głośną, elektroniczną muzykę. Szybko zdjął z siebie marynarkę i rzucił ją na jakąś ławkę na plaży. Stać go na tysiące takich, nie była zbyt droga, choć normalnego człowieka raczej nie byłoby na nią stać. Owy klub znajdował się na plaży i impreza odbywała się też na świeżym powietrzu. Chyba trafił na czyjeś urodziny, bo zauważył dużą ilość zdjęć jakiejś dziewczyny, które były porozwieszane na ścianach. Kilka młodych kobiet spojrzało na niego i zaczęły coś do siebie mówić na ucho. Na szczęście nie były to jego fanki, one zareagowałyby zupełnie inaczej. Pisk, bieg… Uch, czasem miał tego serdecznie dość.
Podszedł do baru i zamówił już czwartego drinka tego dnia. Poprzednich nie dopił, tylko próbował, a aktualnie chciał dużo wypić. Najgorsze były te ograniczenia. Nie mógł zbliżać się zbyt bardzo do innych dziewcząt niż Caroline, bo ktoś mógłby uznać to za zdradę.
- Zatańczysz? – usłyszał pytanie od ładnej latynoski.
Nie może kusić losu, musi jej jakoś grzecznie odmówić.
- Przykro mi, ale jestem już zajęty. Rozumiesz, ta kobieca zazdrość – powiedział, uśmiechając się przepraszająco.
- Oj, to przepraszam – odparła nieco zawiedziona, ale chwilę później na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech i wróciła do tłumu tańczących ludzi.
Maximilian wypił całe dwa drinki i zaczął podrygiwać w rytm muzyki. Rozejrzał się po parkiecie, gdzie dostrzegł kilka młodych dziewczyn, które… też go zauważyły i zaczęły głośno piszczeć. Kurwa, zero spokoju! Wtopił się w tłum i zaczął trochę panicznie szukać wyjścia. Trochę chwiał się, ale utrzymywał równowagę. Udało mu się znaleźć wyjście i szybko opuścił ten klub. Obejrzał się za siebie. Cholera, szły za nim! Co za psychopatki!
Gdzieś w oddali widział szyld kolejnego klubu i właśnie tam postanowił się udać. Może uda mu się je zgubić, o tej godzinie wiele osób chodziło jeszcze po mieście. Był coraz bliżej i już ich za sobą nie dostrzegał. Odetchnął głośno i wszedł do klubu. Znów ta elektroniczna muzyka, która zaczynała go powoli irytować, aczkolwiek widok drinków poprawił mu humor. Przecisnął się do barku między dużą grupą tańczących mężczyzn i usiadł na małym stołku.
- Poproszę tequila sunrise – powiedział do barmana.
Mężczyzna uśmiechnął się do niego w jakiś dziwny sposób, po czym zaczął robić mu drinka. Max oddychał jeszcze ciężko, ale zadowolił go fakt, że nie widział w tym klubie tych dziewczyn. Ogólnie jakoś mało kobiet w nim było, ale barman przerwał jego rozmyślania, podając mu ładnie prezentującego się drinka. Grzecznie podziękował i zapłacić, po czym zaczął szybko pić trunek. Niedługo powinien wracać do mieszkania, nie miał już ochoty na imprezowanie. Te fanki go wykończyły.
- Co tak przystojny chłopak może sam robić w klubie? – powiedział jakiś na oko trzydziestoletni mężczyzna o jasnych włosach. Max spojrzał na niego ze zdziwieniem, mrużąc lekko oczy. – Pewnie na kogoś czekasz…?
- Nie – odpowiedział chłodno szatyn. Kręciło mu się już w głowie i zaczynał się coraz gorzej czuć.
- Skoro na nikogo nie czekasz, to może masz ochotę dotrzymać mi dziś towarzystwa? – Max otworzył szeroko oczy słysząc to i czując dotyk na swoim kolanie. Panicznie rozejrzał się klubie. GEJOWSKIM KLUBIE! Tu byli prawie sami mężczyźni! Tańczyli ze sobą, kilku całowało się… – Och, coś ty taki przerażony?
- J-ja tu trafiłem, ymm, przypadkiem – rzekł chaotycznie, chcąc jak najszybciej uciec z tego miejsca.  
- Nikt tu nie trafia przypadkiem, słodziutki.
- Raphael, daj mu spokój – powiedział inny mężczyzna, który okazał się być wysokim brunetem. – Chłopak chyba naprawdę znalazł się tu przypadkowo, idź i znajdź sobie kogoś innego na dzisiejszą noc.
Raphael prychnął pod nosem, ale posłuchał się bruneta. Wstał i oddalił się, a Max odetchnął głośno. Brunet przyjrzał się mu. No tak, upił się w bardzo nieodpowiednim dla siebie miejscu. W sumie to nawet homoseksualiści nie powinni upijać się w takich klubach, bo to zawsze może źle się skończyć.
- D-dzięki – wybełkotał Maximilian. – Chyba już stąd pójdę – powiedział i wstał, co o mały włos nie zakończyło się upadkiem.
- Pomogę ci – odparł brunet.
Złapał go w pasie i wyprowadził go do wyjścia. Kilka osób posłało mu zdegustowane spojrzenia. Cholera, przecież nie miał zamiaru wykorzystać pijanego faceta! Brunet wyglądał dość niebezpiecznie, jego zielone oczy zdawały się być dzikie, ale nie był szalony!
- Zamów mi taksówkę – powiedział Max i oparł się o ścianę.
Jak mógł się doprowadzić do takiego stanu? Nigdy tak bardzo się nie upił, zawsze wiedział, ile może wypić. I jeszcze zawędrował do gejowskiego klubu… Nie miał nic przeciwko homoseksualnym osobom, lecz po prostu nie mógł odwiedzać takich miejsc. Był popularnym czlowiekiem, więc bardzo ryzykował pojawiając się w jakichkolwiek klubach. Pozostało mu tylko błaganie o to, by nie było tu żadnych jego fanów lub fotoreporterów.
- Będzie za dziesięć minut, zaczekam z tobą – oznajmił brunet i zaczął przyglądać się Maxowi.
Ten szatyn zdecydowanie należał do jednych z najbardziej przystojnych mężczyzn, jakich kiedykolwiek widział brunet. Miał bardzo ładną twarz i te ciemne, teraz bardzo błyszczące się oczy, które cholernie mu się podobały. Skądś go kojarzył, ale raczej nie z żadnego klubu. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest bogatym chłopakiem, te ciuchy na pewno były markowe i drogie. Brunet jakoś szczególnie nie dbał o ubrania, lubił jedynie jeansowe kurtki i skórzane ramoneski. Najczęściej dobierał do tego podarte spodnie i na tym kończyło się jego zaangażowanie we własny ubiór. Co innego jeśli chodzi o włosy – potrafił je układać nawet pół godziny.
- Nie wyglądasz zbyt dobrze – powiedział szczerze. – Radziłbym ci jechać prosto do domu.
- Taki mam właśnie zamiar. I jeszcze raz dziękuję.
Brunet uśmiechnął się lekko i zauważył podjeżdżającą pod klub taksówkę. Wziąłby od niego numer, ale raczej nie miał co liczyć na to, by ten szatyn pamiętał coś z tej nocy. Zapewne nie był też gejem, a Steven nie miał w zwyczaju uganiać się za heterykami.
Odprowadził go do taksówki, po czym zaczął iść w stronę miejsca, w którym mieszkał. Nie miał ochoty na seks, nie miał ochoty na alkohol, nie miał ochoty w sumie na nic. Był już zmęczony tym dniem i trochę podirytowany. Musiał odpocząć i liczyć na to, że kolejny dzień będzie lepszy.
                                                      ***
W mieszkaniu czekała na niego karteczka od Elisabeth. Napisała na niej, że następnego dnia o dwunastej ma zjawić się w jej mieszkaniu. Max podarł karteczkę na kilka kawałków i wyrzucił ją do kosza. Był na siebie wściekły, zachował się nieodpowiedzialnie. Powinien dać tym dziewczynom autografy, zamiast uciekać do innego klubu. Jeżeli ktoś widział go w tym klubie i zrobił mu zdjęcie, to będzie koniec jego kariery.
- Idiota, idiota, idiota! – krzyknął do lustra, stojąc w niedużej łazience.
Przemył kilkakrotnie twarz wodą i osuszył ją ręcznikiem. Czuł się znacznie lepiej, jednakże złość na samego siebie nie chciała go tak łatwo opuścić jak mdłości. Następnego dnia będzie miał kaca, lecz to nie było ważne. Ta sobota może przesądzić o losach jego kariery. Nastolatki załamałaby się, gdyby dowiedziały się, że jest gejem. Tfu, on nie jest gejem! Przypadkowo zapuścił się w takie miejsce i to nic nie znaczy! Ale kto mu uwierzy? Zapewne nikt.
Udało mu się dojść do sypialni i od razu padł na łóżko. Nie miał siły rozebrać się, ani przykryć swojego ciała kołdrą. Musiał zasnąć i wyłączyć myślenie na jakiś czas.
  

Informacje


Pierwszy rozdział powinien pojawić się w poniedziałek lub we wtorek. :)